sobota, 23 lutego 2013

i nie opuszczę Cię po śmierci mego ego!

nie było mnie długoooo....porządkowałam w tym czasie swoje życie w szuflady oraz buntowałam się przeciwko szarej rzeczywistości - chociaż nie wiem czy nie na zasadzie 13-latki, która "nienawidzi facetów i wszyscy są draniami" - bo przecież tyle się nażyła i tyle krzywdy doznała.
Ja nie doznałam, ale jakiś rodzaj buntu wobec pracy, polityki i życia w naszym kraju narodził się wewnątrz mojej klatki - dalej stuka, jak wredna nerwica, ale powoli uczę się z nim żyć na nowo - oswoić go.


Dodatkowo ten drugi ktoś ciągle obok mnie, który jest i jest ;-)
Życie w pojedynkę to łatwizna. Wiem, że może wywołam teraz oburzenie wśród czytelników, którzy preferują życie samodzielne (Broń Boże samotne!) ale tak uważam i basta! Zero kompromisów, zero śmierdzących skarpetek w sypialni (bo przecież swoje nigdy nie śmierdzi!), zero konieczności dopasowywania się do tego drugiego puzelka lub jak kto woli drugiej połówki (tylko co gdy po latach okazuje się, że połówek wychodzi trzy, cztery lub więcej ;-) ?). Życie samodzielnie nie wymaga od nas trudu życia we dwoje (a to Ci odkrycie). Życie we dwoje, choćbyśmy byli najbardziej zgraną parą świata, wibrującą w tych samych odcieniach i tą samą energią zawsze wymaga od nas pewnego wysiłku. Trudniej gdy jesteśmy rogatą duszą, która swoje ego ładnie wykarmiła przez lata życia tylko z samym sobą. Wtedy ego trzeba okiełznać…Przez kilka związków, które w moim życiu się przydarzyły żyłam w przekonaniu, że oto nastała chwila w której to ja udowodnię jak bardzo jestem potrzebna do szczęścia drugiemu człowiekowi. Żeby była jasność partner również stanowił ważny element mojej układanki. Był doskonałym pokarmem dla mojego ego! Jak pasożyt oplatałam swoją „ofiarę” i żywiłam się nią dzień po dniu. Uzależniałam od siebie, od swojego nastroju, pogody za oknem czy chwilowego widzimisię. Żądałam stałej uwagi, ciągłej akceptacji, kreatywności i innych cudów wianków. Powiedzmy wprost – oczekiwałam rzeczy niemożliwej. Nie rozumiałam, że chłopak może nie mieć na coś ochoty w danym momencie, „bo przecież ja miałam”. Zjadałam go kawałek, po kawałku…do momentu gdy nie budziłam się z ogromną zgagą. Okazało się, że „danie” robiło się nieświeże i ciężkostrawne. Więc następny…aż do momentu gdy okazało się, że ugryzłam kamień. Nie trafiłam bynajmniej na zimnego faceta, bez uczuć czy jakichś reakcji życiowych ;-). Wreszcie trafiłam na kogoś kto potrafi powiedzieć „nie”, kto ma swoje zainteresowania i za żadne skarby z nich nie zrezygnuje. Trafiłam na mężczyznę na którego przestałam patrzeć jak na smakowity kąsek, a którego zaczęłam traktować jak wyzwanie każdego dnia.


Pamiętajcie, że najzdrowszy jest twardy chleb, a nie miękkie (czyt. "naszprycowane chemią") bułki...

piątek, 23 listopada 2012

Ona

Ona była cicha i spokojna. Jej pojawienie się w moim życiu sprawiło, że na pewne rzeczy zaczęłam patrzeć inaczej - wzrokiem kota wylegującego się na piecu - dzięki niej zrozumiałam, że wszystko można przyjąć ze spokojem. Że wcześniej czy później wszystko się ułoży, byle na spokojnie, bez zbędnych, złych emocji. Była oazą ciepła, orędowniczką spokoju i boginką domowego ogniska. Jednak jej mąż wolał wiedźmę. Początkowo z jej ust zaczął znikać uśmiech, następnie oczy pozbawiły się ciepła, a coraz częściej gościły w nich popękane naczynka....ostatnim etapem był zanik złotego krążka z palca....Minęło 5 lat a ona nadal nie wie dlaczego....przyjęła to bez krzyku, bez rozmazanych oczu, potłuczonych talerzy czy wyrzucanych z siebie wyzwisk - pękło jej tylko serce.

Już nie jest tą samą osobą, teraz przepełnia ją zgorzkniałość, złość i niechęć...krzycząc i dokuczając innym mści się na nim...

Kochane czasem nie warto tłumić w sobie emocji, ja jestem histeryczka, krzykaczka i awanturnica! ale to pozwala się oczyścić, nie zżera powolutku przez resztę życia....

Ściskam.

sobota, 17 listopada 2012

Jeden z tych nielicznych weekendów, który całkowicie mogę poświęcić swoim ukochanym J.
Dziewczynki chyba wyczuły, że mama pracowała wczoraj do późna i ....pozwoliły nam pospać do 7:30! Święto lasu! były wspólne posiłki, wspólny spacer - dzięki którym jestem naładowana pozytywną, ciepłą energią! 
Oficjalnie przyznam, że okropecznie kocham swojego męża, swoje dziewczynki i nawet te przebrzydłe koty... ;-)

"Gdybyśmy postawili pośrodku pokoju trzyletnie dziecko i zaczęli na nie krzyczeć, wymyślać mu, że jest głupie,że nigdy niczego nie potrafi zrobić dobrze, że powinno to zrobić tak, a nie inaczej,gdybyśmy kazali mu przyjrzeć się, jaki zrobiło bałagan,a przy tym jeszcze uderzyli je kilkakrotnie, zobaczylibyśmy, że to wszystko zakończyłoby się albo przerażeniem dziecka, które ulegle siądzie w kącie, albo jego agresją.
Dziecko wybierze jedno z tych dwóch zachowań, my zaś nigdy nie poznamy jego możliwości.
Jeśli temu samemu dziecku powiemy, że je bardzo kochamy,że bardzo nam na nim zależy, że kochamy je takim, jakie ono jest,kochamy za jego uśmiech i mądrość, za jego zachowanie, że nie mamy mu za złe błędów,które popełnia w treakcie nauki i że bez względu na wszytko będziemy dla niego oparciem – okaże się, że możliwości, jaki to dziecko zaprezentuje,przyprawią nas o zawrót głowy.
W każdym z nas tkwi takie trzyletnie dziecko i większość swojego czasu tracimy na karcenie tego dziecka w sobie. A potem dziwimy się, że nie układa nam się w życiu."
Louise L. Hay "Możesz uzdrowić swoje życie"


A tak a propos dziecka w nas, która z Was napisała już list do Św.Mikołaja? :-)


Ściskam cieplutko! 

PS. 48 min meczu MAN UTD vs. NORWICH - mój mąż przestał mrugać z tego zapatrzenia, wątpię też aby oddychał, moje myszki śpią - idę się kąpać ;-) 

poniedziałek, 22 października 2012

piątek, 19 października 2012

Mojego szlafrokowego L4 ciąg dalszy...jednak mieszkanie błyszczy, i to wcale nie za sprawą "Perfekcyjnej Pani Domu" i jej niezadowolonego wyrazu twarzy, gdy patrzy na bałagan - mną w tych momentach nie targają wyrzuty sumienia a jedynie ironiczny uśmiech :)

Wyrzut sumienia narodził się po odpaleniu komputera i widoku tych wszystkich polskich i zagraniczych celebrytek....Moje wyobrażenie piękna uległo całkowitemu zderzeniu z tym co serwują nam media. 

Natasha Walter: "Coraz trudniej kobietom z niższych klas wyrwać się z tego zaklętego kręgu. Istnieją tak mocne bariery społeczne, że jedyną drogą do sukcesu dla tych kobiet okazuje się samoopalacz, sztuczne paznokcie, sztuczne włosy i wreszcie sztuczne piersi."

Cholera! przecież to totalna prawda. Co z tego, że mówią nam: "liczy się wnętrze", "najważniejsze jest naturalne piękno", jak za chwilę każdy (bo skoro nam to ciągle pokazują to znaczy, że ludzie chcą to oglądać) portal, program telewizyjny czy gazeta pokazują nam Panie, które zamiast naturalnego piękna spędziły godziny nad podrasowanie tego co natura dała.

Żeby tego było mało poza wyglądem poznajemy ich całe życie prywatne w tym erotyczne. Okazuje się, że obecnie na topie jest być biseksualną. Co z tego, że mam męża, chłopaka, partnera - skoro nigdy w życiu nie spałam z kobietą.
Co z tego, że nie mam małych piersi, skoro do wymiarów porządanych przez tłumy są sylikonowe piersi, które po "wyjęciu" (tak! to trafne określenie) ze stanika wyglądają jak dwie pomarańcze w siatkach?! 
Okazuje się, że plastik zalewa nas nie tylko z Chin czy Tajwanu. Że serwują go nam na każdym kroku w postaci nienaturalnych tworów nasi rodacy!

Kochane naturalne Kobiety! Bez sztucznych włosów, rzęs, paznokci czy piersi. Jesteście najpiękniejsze na świecie! nie zmieniajcie tego! a jeśli już musicie pamiętajcie o złotej zasadzie minimalizmu! bo co za dużo....to nawet świnia nie zje.

Ściskam,
Adamiakowa.

czwartek, 18 października 2012

Dalajlama zapytany o to, co najbardziej zadziwia go w ludzkości odpowiedział: Człowiek, ponieważ poświęca swoje zdrowie by zarabiać pieniądze. Następnie poświęca swoje pieniądze by odzyskać zdrowie. Oprócz tego jest tak zaniepokojony swoją przyszłością, że nie cieszy się z teraźniejszości. W rezultacie nie żyje ani w teraźniejszości, ani w przyszłości. Żyje tak, jakby nigdy nie miał umrzeć, po czym umiera tak na prawdę nie żyjąc.


Bez względu na to w jakiego Boga wierzymy, do kogo kierujemy swoje prośby lub ku czemu spoglądamy w chwilach smutku, są takie prawdy uniwersalne, tak prawdziwe, że czasem zakrawają na banał - stukamy się wtedy w serce i dziwimy dlaczego sami na to nie wpadliśmy....a tymczasem wystarczy tylko żyć - tu i teraz!

Ściśkam!

"Najbardziej w życiu to mi wyszły włosy"

10:54 ja w szlafroku...dziewczyny zakatarzone, mieszkanie wygląda jakby przeszło przez nie tornado...i koty, które błagalnym wzrokiem patrzą gdzie się schować...

Żeby to widziała "Perfekcyjna Pani Domu". Na szczęście nie widzi. Krzywo zawiązanego paska w szlafroku, leżącego na podłodze Jana Brzechwy ze "Skarżypytą" na pierwszym planie, stoliczka edukacyjnego na którym śpi kot....Matko Bosko!
Nic czekamy na męża, który brodząc przez dziecięce zabawki przytuli i powie "Jak Ci minął dzień?" - jakby wygląd mieszkania nie mówił sam za siebie :)

.... Nic, wezmę się za wszystko jutro! Cztery dni wolnego w końcu dają mi jakieś prawo leniwego bimbania!

całuję, rozczochrana Adamiakowa!